Chillout

Jak dobrze mieć sąsiada!

Sąsiad zajrzał z wizytą. Tak tylko na chwileczkę, nie chciał przeszkadzać, tłumaczył się od progu. Wpadł na chwilę zobaczyć jak wiosenne porządki w ogrodzie i spytać co słychać. Przy okazji z malutką prośbą. Zaczął dość zawile, spytał grzecznie co u naszego dziecka. Dumnie pochwaliłam się świeżą studentką, sąsiad westchnął i zaczął jęczeć, że studia to jednak koszty. Leciutko się zdziwiłam, jego dziecko z tego co pamiętałam, miało lat osiem, czyli problemy finansowe związane z utrzymaniem studenta jakby jeszcze długo nie powinny go dotyczyć. Właśnie i tu sąsiad opowiedział o swoim projekcie i malutkiej prośbie.

Pomysł wyszedł ponoć od Juniora, a sąsiad wpadł tylko poprosić o doniczki na rozsady. Nie sposób było się nie zainteresować. Po co ośmiolatkowi pojemniki do rozsad? Sama kilkakrotnie miałam fantastyczny pomysł wysiewania ziół z nasion, przesadzania do mniejszych rozsadników i wsadzania w ziemię, ale operacja wydawała mi się tak pracochłonna, że zwykle porzucałam pomysł już na starcie. Otóż sąsiad pochwalił się z dumą, że on postanowił nauczyć ośmiolatka przedsiębiorczości i oto jego dziecko rozsadza ciekawy kwiat, pięknie dekorujący obrzeża i trawniki. Ten piękny kwiat to aksamitek. Dalej nie dopytywałam. Nie cierpiałam aksamitek. Ta mała roślina, z koszyczkami kwiatowymi osadzonymi na szypułkach najczęściej w kolorze żółtym, brązowym czy pomarańczowym udawała się nawet początkującym ogrodnikom. Dla mnie miała jedną, za to kolosalną wadę. Po prostu śmierdziała. Śmierdziała w sposób nieludzki. Osobiście nie miałam nawet jednej i nie planowałam mieć.

Z zapałem pochwaliłam jednak inicjatywę, zaradność dziecka i nie drążyłam w jaki to sposób uprawa aksamitka miała uzdrowić finanse sąsiada i jego dziecka. Szybciutko wybrałam kilkanaście pojemników i oddałam rozpływającemu się w podziękowaniach sąsiadowi. Drobiazg, nie ma problemu zapewniłam kilkakrotnie. Po jakiś dwóch, trzech tygodniach, gdy całkowicie zapomniałam o dziwnej prośbie do ogrodu wszedł Junior sąsiada. Na kartonowej podstawce niósł rozsadę aksamitka. Szedł spokojnym, wolnym krokiem, zaciskając usta, skupiony na tym, by nie zrzucić roślinek. Ja też zacisnęłam usta. Zapach czułam już na tarasie. Szczerze? Byłam przerażona. Czyżby grzeczne dziecko sąsiada postanowiło podarować mi uroczy prezent. Byłam pełna obaw, ale z grzecznością pochwaliłam dziecko za wytrwałość i podziwiałam roślinki. Tu mały mnie zaskoczył „Tak właśnie przyszedłem do cioci, bo tato powiedział, że nie macie aksamitek. Są po pięć złoty”. Wyjaśniła się sprawa perspektywicznego rozwiązania problemów finansowych sąsiada. Szkoda, że nie moich.

You may also like

Leave a reply

More in Chillout